Na wstępie informuję, iż w ciągu dalszym mój komputer i laptop są w naprawie. Nie mam pojęcia kiedy je odzyskam, a notka pojawia się tylko i wyłącznie dlatego, bo napisałam ją o wiele wcześniej i teraz pozostało mi jedynie dopisać kilka zdań, by ją ukończyć.
Dziękuję ślicznie Wam za komentarze i postaram się odwiedzać Wasze blogi jak tylko będzie to możliwe. Cieszę się, że mnie czytacie i macie nadzieję, że szybko tu wrócę na stałe :)
A teraz przejdźmy do dzisiejszego tematu, czyli....
Bardzo często niechętnie wchodzę na blogi innych włosomaniaczek czy innych coś-maniaczek, bo za dużo tam chemii. Wiele recenzji drogeryjnych i aptecznych kosmetyków, czasami trudno dostępnych, najczęściej o takich składach, że ich analizy nie chciałabym się podjąć za nic w świecie, chociażby ze względu na zbyt małą wiedzę (eeee. Dobra. Brak wiedzy) na temat szczegółowego działania poszczególnych składników na skórę czy strukturę włosa.
Od długiego czasu preferuję naturalne sposoby pielęgnacji ciała i włosów, a blog ten jedynie mnie utrwalił w mojej decyzji. Wiadomo jednak, że dopóki nie znajdę dobrych zamienników, nie zrezygnuję z czegoś, co teraz jest dobre.
Jednak znalazłam bardzo fajny i przyjemny zamiennik dla cukrowego peelingu Perfecta SPA.
Od dłuższego czasu w mojej (niemal) codziennej pielęgnacji znalazła się wspaniała rzecz, która nazywa się kawą. W moim domu te wspaniałe ziarno nie jest do niczego innego wykorzystywane jak do picia, a i nie przez wszystkich.
Dziękuję ślicznie Wam za komentarze i postaram się odwiedzać Wasze blogi jak tylko będzie to możliwe. Cieszę się, że mnie czytacie i macie nadzieję, że szybko tu wrócę na stałe :)
A teraz przejdźmy do dzisiejszego tematu, czyli....
Za co kocham kawę :)
Bardzo często niechętnie wchodzę na blogi innych włosomaniaczek czy innych coś-maniaczek, bo za dużo tam chemii. Wiele recenzji drogeryjnych i aptecznych kosmetyków, czasami trudno dostępnych, najczęściej o takich składach, że ich analizy nie chciałabym się podjąć za nic w świecie, chociażby ze względu na zbyt małą wiedzę (eeee. Dobra. Brak wiedzy) na temat szczegółowego działania poszczególnych składników na skórę czy strukturę włosa.
Od długiego czasu preferuję naturalne sposoby pielęgnacji ciała i włosów, a blog ten jedynie mnie utrwalił w mojej decyzji. Wiadomo jednak, że dopóki nie znajdę dobrych zamienników, nie zrezygnuję z czegoś, co teraz jest dobre.
Jednak znalazłam bardzo fajny i przyjemny zamiennik dla cukrowego peelingu Perfecta SPA.
Od dłuższego czasu w mojej (niemal) codziennej pielęgnacji znalazła się wspaniała rzecz, która nazywa się kawą. W moim domu te wspaniałe ziarno nie jest do niczego innego wykorzystywane jak do picia, a i nie przez wszystkich.
Kawa pita z umiarem ma wspaniałe działanie wewnętrzne. Nie dość, że zawarta w niej kofeina poprawia koncentrację, uwagę, sprawność i tok myśleniowy oraz nauki, koordynację ruchową, zmniejsza uczucie zmęczenia fizycznego i psychicznego, pobudza wydzielanie dopaminy i kilka innych rzeczy, to kawa pita z małą ilością mleka bez cukru poprawia przemianę materii oraz pobudza spalanie tkanki tłuszczowej - kofeina zwiększa uwalnianie kortyzolu (hormonu stresu), co pobudza metabolizm.
Bardzo wielu ludzi zatrzymuje się na tym etapie i nie myśli, co można by było zrobić z fusami. Jakby zapomniało, że jedno parzenie nie wykorzystuje 100% potencjału zawartego w fusach.
I tutaj wkracza Zmora.
Oczywiście w domu już musiałam się nasłuchać, że fusy na pewno zawalą rury i zmniejszą ich światło, że na pewno będziemy zalewać sąsiadkę z dołu i ble ble ble. Momentami nie czuję się jak Zmora tylko jak Wiedźma, używająca potajemnie swoich ziółek, by przypadkiem gawiedź nie zobaczyła i nie wzięła mnie na widły z hasłem "w diabli idź się topić, Zła Kobieto".
I w ten sposób zaczęłam co drugi dzień używać kawowego peelingu na uda i tyłek, a co tydzień peelingu na całe ciało.
Co po nim zaobserwowałam?
Skóra stała się o wiele wiele gładsza niż wcześniej. Powoli bo powoli zaczyna powracać jej koloryt, zwiększyło się ujędrnienie. Po gorących kąpielach skóra nie jest już tak czerwona jak zawsze była, na twarzy prawie brak powiększonych porów, wągrów czy wrażliwych/podrażnionych miejsc - jest to również zasługa zmiany pielęgnacji twarzy od eksperymentu z kozieradką.
Jeśli chodzi o same ciało, a właściwie tyłek i uda, to nie zaobserwowałam jakiejś znacznej poprawy przy użyciu już parzonych fusów kawowych. Zaopatrzyłam się w nową kawę i zaczęłam jej używać po prostu zalewając oliwą z oliwek, dodając sproszkowanego imbiru. Jednak efekt dalej taki sam jak z parzonymi - ciało gładsze, nawilżone, bardzo zadowolone zabiegiem. Jedynie efekty zapachowe są o wiele, wiele intensywniejsze, co bardzo mi się podoba - olejki eteryczne wreszcie pozostają z mocnym akcentem na mojej skórze i czuć przez cały dzień. Jedyną różnicę w pielęgnacji widzę po dłoniach - wreszcie powoli przestaję mieć z nimi problemy :) Dłonie stają się gładsze, skóra bardziej elastyczna i nawilżona :) Naskórki nie są już tak suche, a paznokcie rosną szybciej i mam problemy z ich obcinaniem (zaczęłam pilniczkiem spiłowywać płytkę :) ).
Jednak ostatnio naszła mnie myśl, że moje ciało jest w taki sposób odżywiane, że zewnętrzne zabiegi nie wiele zdziałają w materii estetycznej. Mam nadzieję, że nie, bo chciałabym wreszcie ujrzeć efekty moich walk o piękniejsze ciało.
Pozdrawiam
Zmora
Bardzo wielu ludzi zatrzymuje się na tym etapie i nie myśli, co można by było zrobić z fusami. Jakby zapomniało, że jedno parzenie nie wykorzystuje 100% potencjału zawartego w fusach.
I tutaj wkracza Zmora.
Oczywiście w domu już musiałam się nasłuchać, że fusy na pewno zawalą rury i zmniejszą ich światło, że na pewno będziemy zalewać sąsiadkę z dołu i ble ble ble. Momentami nie czuję się jak Zmora tylko jak Wiedźma, używająca potajemnie swoich ziółek, by przypadkiem gawiedź nie zobaczyła i nie wzięła mnie na widły z hasłem "w diabli idź się topić, Zła Kobieto".
I w ten sposób zaczęłam co drugi dzień używać kawowego peelingu na uda i tyłek, a co tydzień peelingu na całe ciało.
Co po nim zaobserwowałam?
Skóra stała się o wiele wiele gładsza niż wcześniej. Powoli bo powoli zaczyna powracać jej koloryt, zwiększyło się ujędrnienie. Po gorących kąpielach skóra nie jest już tak czerwona jak zawsze była, na twarzy prawie brak powiększonych porów, wągrów czy wrażliwych/podrażnionych miejsc - jest to również zasługa zmiany pielęgnacji twarzy od eksperymentu z kozieradką.
Jeśli chodzi o same ciało, a właściwie tyłek i uda, to nie zaobserwowałam jakiejś znacznej poprawy przy użyciu już parzonych fusów kawowych. Zaopatrzyłam się w nową kawę i zaczęłam jej używać po prostu zalewając oliwą z oliwek, dodając sproszkowanego imbiru. Jednak efekt dalej taki sam jak z parzonymi - ciało gładsze, nawilżone, bardzo zadowolone zabiegiem. Jedynie efekty zapachowe są o wiele, wiele intensywniejsze, co bardzo mi się podoba - olejki eteryczne wreszcie pozostają z mocnym akcentem na mojej skórze i czuć przez cały dzień. Jedyną różnicę w pielęgnacji widzę po dłoniach - wreszcie powoli przestaję mieć z nimi problemy :) Dłonie stają się gładsze, skóra bardziej elastyczna i nawilżona :) Naskórki nie są już tak suche, a paznokcie rosną szybciej i mam problemy z ich obcinaniem (zaczęłam pilniczkiem spiłowywać płytkę :) ).
Jednak ostatnio naszła mnie myśl, że moje ciało jest w taki sposób odżywiane, że zewnętrzne zabiegi nie wiele zdziałają w materii estetycznej. Mam nadzieję, że nie, bo chciałabym wreszcie ujrzeć efekty moich walk o piękniejsze ciało.
A na sam koniec piosenka, która mi wżarła się w mózg i nie chce go opuścić :)
Pozdrawiam
Zmora
A dziękuję :)
OdpowiedzUsuń