Olejowanie twarzy, szyi i dekoltu.
Ekhm. Zanim zaczęłam przygodę z olejowaniem, poczytałam kilka postów (znajdziecie je na samym końcu notki) w których dziewczyny chwaliły sobie tą metodę. Także dziwne spojrzenia i komentarze osób, które nie mają pojęcia na temat podjętej przeze mnie terapii nie są mi straszne, a dzięki tym drugim nie wiem, czy mam się śmiać, płakać czy wściekać - irytuje mnie, jak ktoś wypowiada się w temacie nie mając zielonego pojęcia. Najważniejsze, że mój TŻ zna tę metodę pielęgnacji cery (jednak on z przyczyn ucieczki przed zimnem :D). I nie patrzy się ze zdziwieniem, jak wyciągam buteleczkę z olejem z wiesiołka czy pestek brzoskwini i zaczynam go rozsmarowywać opuszkami palców po twarzy :)

Codzienny wieczorny rytuał jest bardzo prosty - wpierw myję twarz, szyję i dekolt albo mydłem siarkowym barwy naturalnej albo mydłem błotno-solnym przy pomocy zakupionej gąbeczki do demakijażu, którą podpatrzyłam u Aliny (przy pomocy gąbeczki dokładnie usuwam martwy naskórek, który w ciągu dnia nagromadził się na skórze). Po tym przykładam ręcznik do twarzy i lekko przyciskam, przez co wchłaniam nadmiar wody po myciu. Co drugą noc nakładam na twarz olejek z wiesiołka w celu dotłuszczenia cery, wtedy wówczas rozsmarowuję go delikatnie po dokładnie wypłukanej i nieosuszonej twarzy.