środa, 23 kwietnia 2014

Włosowe inspiracje - długość!

     Hej ho hej ho, do pracy by się szło. Czyli Zmora powraca co innej, codziennej rutyny - rutyny przyjemności i wkur...u na pracę :)
     Tym czasem zapraszam do zdjęć, które mnie inspirują i zachęcają do zapuszczania włosów :)


Obydwie pary włosów mnie nie zachwycają w porównaniu do ostatnich trzech zdjęć, ale mają swój urok w zawijasach :)
No i głupio by było zamieścić tylko 3 zdjęcia :D


Moja przyjaciółka ma proste włosy koloru pani po lewej. A Emilia ma piękne włosy i niezwykle odporne na jej drastyczne traktowanie : O Zazdroszczę jej włosów, a ona ich nienawidzi... Brzmi znajomo? :D

     Pani po lewej włosy ma jak dla mnie za długie, bo za dupę na pewno nie będę zapuszczać, tylko na taką długość, jak ma pani po prawej :) Może nawet są trochę za długie.

A te trzy pary włosów, które widać są moim typem falowania :) Nie wiadomo w którą stronę, nigdy nie wiadomo kiedy i zawsze po swojemu :)
Teraz tylko przeć do długości! :D

Wszystkie zdjęcia
ściągnięte z stylowi.pl

Pozdrawiam
Zmora

sobota, 19 kwietnia 2014

Wibo Candy Shop efekt piasku

     Nie bijcie mnie, że ostatnio większość moich postów jest pod lakier, jednak przeglądam Wasze blogi i kosmetyczne i włosowe i spowodowało to zakup paru fajnych lakierów i małej zabawki zwanej sondą, co sprawiło że bawię się jak dziecko w piaskownicy :) Nic na swoją małą radość z paznokci nie poradzę ^^

     Ten lakier kupiłam już szmat czasu temu i użyłam go jedynie na paznokciach u stóp. I tak do dzisiaj się trzyma i jestem z niego bardzo zadowolona :) Jednak dopiero wczoraj przełamałam się i użyłam go na dłoniach. Efekt? Sami zobaczcie :)








Całe mani powstało dzięki tym trzem lakierom (od lewej):
 
- Essence nail art special effect! topper 101 dalmations;
- Wibo Candy Shop efekt piasku nr. 4;
- Catrice Cosmetics Ultimate NailLaquer limited edition C05 Doris' Darling;
oraz sondzie do paznokci zakupionej w Rossmanie :)


Pozdrawiam
Zmora

wtorek, 15 kwietnia 2014

TAG: Bez czego nie wychodzę z domu?




     Wczoraj znów nadziałam się na TAG: Bez czego nie wychodzisz z domu? tym razem u Bijum :) Dziewczyna bardzo sympatyczna i dzięki jej tagowi, a właściwie dzięki (cytuję) wyznaniu odnośnie torebki "Jej otchłań czasem mnie przerasta i tak całkiem niedawno zgubiłam w niej parasol. Dosłownie!" nabrałam momentalnie dobrego humoru i postanowiłam, że i ja ujawnię, co nosiłam w swojej torebce, a teraz plecaku :)

      O swoim rozpoczęciu dnia nie będę dużo pisać. Wiadomo, że człowiek jak wstanie, to musi pójść do łazienki, ulżyć pęcherzowi po całej nocy trzymania, odświeżyć się po tarzaniu się w pościeli. Obowiązkowo mycie pach, zębów, twarzy, raz na dwa-trzy dni mycie włosów. Dzięki glince moja twarz rano wreszcie nie wygląda tragicznie i nie jestem zmuszona kombinować, co by zrobić, żeby cera się nie błyszczała i w jakiś sposób opanować stany zapalne i swoje wielkie pory na policzkach przy nosie :)
     Po ogarnięciu swojego grzesznego cielska człowiek przymierza się do uatrakcyjnienia go. U mnie na szczęście jest to tylko podmalowanie brwi i rzęs, więc nie zajmuje mi to dużo czasu :) Jeszcze uczesać włosy i jestem gotowa. Żadne pudry, podkłady, szminki, błyszczyki. A pfe a pfe :P Kremy ostatnimi czasy w ogóle nie mają udziału w porannej toalecie dzięki cieniutkiej i zmytej mydłem warstwie oleju na noc. To daje mi dostateczną ochronę skóry na następne dni :)
     W dzień bez mycia włosów toaletę poranną przy szybkich obrotach jestem w stanie załatwić w przeciągu 10 minut. Z myciem włosów do 50min. :)

     Gdy już siebie z rańca ogarnę od stóp do głów i nie mam nic więcej z sobą do zrobienia, wszystko idzie z górki. W zależności od tego, ile mam czasu, to pozwalam sobie na szybkie wypicie kawy, herbaty, a w przypadkach, gdzie czasu mam bardzo za dużo - nawet zjadam śniadanie, co jest u mnie rzadkością. Tak, wiem, niezdrowe, niedobre i w ogóle be, podobnie jak pośniadaniowy całodzienny ból brzucha, zły humor i w najgorszych przypadkach lądowanie nad tronem na kolankach.

     W momencie wychodzenia z domu wszystko znajduje się u mnie w plecaku poza kluczami i komórkami, które mam w kieszeniach okrycia wierzchniego :) Oczywiście w tym momencie nie może zabraknąć słuchawek do któregoś z moich złomów - bez muzyki gorzej jak bez ręki ; )
     Nie żebym mogła się pochwalić hakiem, którego by mi pozazdrościł sam Kapitain Hak ; )


     W mojej torebce bądź plecaku na 95% znajdziemy:

Portfel
     No bez niego to ja z domu się nie ruszę. W nim trzymam wszystkie swoje dokumenty i uprawnienia państwowe i na dobrą sprawę nigdy nie wiem, gdzie się wpakuję i kiedy będą mi potrzebne te plastiki ; )
     No i wiadomo, gdzieś pieniądze trzeba trzymać, a po kieszeniach to ja miejsca nie mam :P

Pilniki do paznokci
     Nigdy nie wiadomo, kiedy ten wstrętny przedbrzydły paznokieć się połamie czy kiedy trzeba będzie go skrócić. Zawsze noszę z sobą pilniki i nie ma siły, która by mnie przekonała, żeby zostawić je w domu.

Książka o pracowni fotograficznej
     , czyli tradycyjna fotografia analogowa, którą się interesuję od dłuższego czasu, jednak chemicznie jestem tak do tyłu, że bardzo mocno kuleję nad całkowitym zrozumieniem w jaki sposób łączą się z sobą składniki w wywoływaczach czy odbielaczach. Jednak mój Drewniak jest nie na darmo nazywany Chemik i wiele on mi tłumaczy, dzięki czemu mogę sama na spokojnie czytać o czysto technicznych sprawach działania chemii w ciemni czy procesy tworzenia negatywu na błonie.
     Najczęściej siadam sobie do niej wieczorami, jak już grzecznie leżę w łóżku, jednak nie raz nie dwa uratowała mnie ta książka do nudy kompletnej, gdy czekałam w urzędach w kolejkach.
 

Ładowarki do telefonów
     Jestem bezwstydnicą i nietaktowną istotą w większości przypadków i potrafię najzwyczajniej w świecie powiedzieć komuś "będę kradła prąd Ci, nie masz nic przeciwko?". Gdy osobnik mi przytaknie - a pytam się jedynie osób, u których jestem pierwszy raz, później już tylko oznajmiam -, że mogę, to i moje komórki mają pełne brzuszki i nie strzelają przedziwnych fochów w postaci a robimy Ci na złość i obydwoje padniemy w tym samym momencie, byś nie mogła słuchać muzyki, hahaha! >.<''
     Poza tym moi znajomi dobrze wiedzą, że zawsze mam z sobą ładowarki i równie bezwstydnie je wykorzystują, gdy ich komórki wołają jeść :)


Powerbank
     Niestety na mieście przy latarniach nie ma kontaktów (w sumie... dziwnie by było mi stać pod latarnią :D ), a siedzenie w kiblach w centrach handlowych i wiszenie na kablu w ogóle mnie nie kręci, to musiałam znaleźć jakieś wyjście awaryjne. I powiem Wam, że owe małe urządzonko zwane Powerbankiem bardzo dobrze się sprawdza. Jest to bateria zewnętrza, którą ładuje się po podłączeniu do jakiegokolwiek urządzenia, które posiada wejście USB. I wiadomo - później podłącza się pod komórkę czy inne urządzenie i ładuje ; )

Szczotka do włosów
     Swojego czasu nosiłam z sobą szczotkę podobno z włosia dzika, jednak nie podpasowała mi ona - za bardzo puszyła mi włosy. Jestem zadowolona ze swojego plastika i nie rozstaję się z nim, bo nigdy nie wiadomo, kiedy będę musiała wyglądać jak cywilizowany człowiek, a nie potargany dzikus ; )

Serducha
     o których napiszę później :)

EVELINE korektor do brwi brązowy
     To jest jeden z nielicznych kosmetyków, które obowiązkowo mam zawsze z sobą. Zza dnia lekko maluję swoje brwi, jednak często gęsto jak wyjdę z domu o tej 11-13 popołudniu, to do domu wracam koło północy, częściej się zdarza, że po niż przed ; ) Dlatego wieczorem zawsze znajdę chwilę, by jak już się ściemnia, dokorektorować swoje brwi, żeby po ciemku nie wyglądać tak, jakbym ich nie miała.


Tusze do rzęs Yves Rocher Sexy Pulp i Maybelline Volum Express obydwa czarne
     Jak korektor do brwi jest moją obowiązkową pozycją w torebce/plecaku, tak tusze niekoniecznie muszą być. Te dwa noszę z sobą z przyzwyczajenia, chociaż nie zaprzeczam, że w miarę często ich używam będąc poza domem :)

Lovely odżywka do paznokci
     W sumie sama nie bardzo wiem, po co ją noszę przy sobie, jednak w domu dzięki temu zawsze wiem, gdzie ona jest i nie muszę szperać po swoich szufladach w dzikich poszukiwaniach za nią :)

Carmex mint
     Ten błyszczyk również nie wiem, po co go z sobą noszę. Prawie nigdy go nie używam, dopiero, jak sobie o nim przypomnę. Ma strasznie chemiczny posmak, zapach i konsystencję i jedyne, co go ratuje, to to, że rzeczywiście ratuje usta i moje włosy jedynie do niego podczas wietrznych dni nie kleją się jak szalone.

L'orient Beurre de karite
     czyli 100% naturalne masło karite zakupione w Mydlarni Franciszka. Równie mało skuteczne dla moich ust. W momencie, kiedy aplikuję na nie masło są fajne, lecz gdy usta je wchłoną, stają się... nieprzyjemne. noszę je bo w końcu trzeba je zużyć, a jest bardzo za bardzo wydajne.

Dziwna mieszanka olei i innych półproduktów z ZSK
     Jeśli ktoś się interesuje, to w tym poście może się doczytać, co w nim dokładnie jest. Jest to odżywka do paznokci mojej roboty. I co jak co, ale na nią w ogóle nie mam prawa narzekać. Widać, że paznokcie się wzmocniły, skórki o wiele znośniej wyglądają jak kiedyś.

Pierre René kredka pod paznokcie
     Większość z Was nie ma tego problemu, bo ma cały czas pomalowane paznokcie i nie widzi, jak brudne potrafią być one od spodu. Ja często na paznokciach mam jedynie bezbarwny lakier i wówczas jedynie ta kredka ratuje mnie od chęci niepokazywania światu swoich dłoni :)

Czarny długopis. 
     Czasami się przydaje, ostatnio znajomi bawią się w geocaching i raz już pożyczałam długopis i sama nawet się wpisałam na papierek :)


Płaskie serducho
     mieści w sobie tysiąc pięćset sto dziewięćset pierdół, które albo trzymam z przyzwyczajenia albo z praktycznego względu. Kiedyś swoje brwi podkreślałam kredką, od kiedy mam korektor, poszła w odstawkę i jest bo jest. Rozpruwaczka bardzo często mi się przydaje do wszelkich prac poza domem. Miarkę noszę z przyzwyczajenia po pierwszych maniakalnych miesiącach mierzenia włosów :) Pęseta zawsze jest w serduchu, bo jest ona najlepsza w domu, a dla mnie jest niehigieniczne, gdy z jednej pęsety dłubie sobie parę osób wokół oczu :/ Temperówka jest do kredki zarówno pod paznokcie jak i tej na zdjęciu. Spinki są do kosmyków, które mi przeszkadzają podczas pracy gdy mam związane włosy, a obok nich zawsze są zapasowe gumki z pończochy, bo mam talent do gubienia ich.
    Reszta rzeczy jest kwestią sentymentu bądź przyzwyczajenia.

Większe serducho
     W nim znajduje się tylko biżuteria. Po co biżuteria kobiecie nie trzeba chyba tłumaczyć, prawda? ; )
     Zastanawiam się w jaki sposób przerobić ten anyż i utrwalić go, żeby zrobić z niego wisiorek. Jakieś pomysły? :)


     Wbrew pozorom nazbierało się tego trochę i jednak nie jest tak bezużyteczne i zalegające miejsce, jak myśli większość moich znajomych :)


 A Wy bez czego nie wyjdziecie z domu? :) 


Pozdrawiam
Zmora

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Zmora pustaczek, czyli wieczorne "samojebki" po uznaniu siebie za ładną w lustrze :)

     Dawno mnie nie było z włosowym postem :) A że dzisiaj mam dość ciężki dzień, jeśli chodzi o ilość tematów przychodzących mi do głowy, to i inaczej patrzę na siebie w lustrze. I po dość głupich rozkminach o dziewczynach-pustakach, postanowiłam, że trzasnę sobie samojebkę w lustrze :) A że przypomniało mi się, że aparat mam dwustronny, to i stwierdziłam, że będę trochę mniejszym pustakiem i zrobię sobie zwykłą samojebkę :) No i w ten sposób powstało to zdjęcie, gdzie możecie zobaczyć długość moich piórek na dzień dzisiejszy oraz ich kondycję :) Wiadomo, że zdjęcie kalkulatorem to zdjęcie kalkulatorem, niewiele widać, ale zawsze coś :)
     No i wiecie. Nie mogłam pominąć otoczenia, samojebka koniecznie musi zostać zrobiona w ŁAZIENCE :)

     Na dzień dzisiejszy przed każdym myciem nakładam chociaż na godzinę olej (BDFM + po od 20 do 40 kropel oleju z awocado, jojoba, pestek malin i konopnego), chociaż częściej robię im nocny maraton :) Do piwnego szamponu Barwy (180ml) dodałam 33 krople olejku cedrowego i 3 krople oleju z kory jałowca i włosy myję tylko raz, nawet jak mam je ekstremalnie zaolejone. Moje włosy ani skalp nie potrzebują więcej oczyszczania, wystarczy, że piana zostanie na włosach na czas masażu skalpu podczas mycia. Na sam koniec nakładam na 20-30 min. odżywkę Ziaji intensywnie odbudowującą (100ml) z dodatkiem 40 kropel olejku z pestek malin, 15 kroplami olejku cedrowego oraz dwoma łyżeczkami spiruliny.

Edit.
     Wszystkie powyższe rzeczy są tworzone w pojemnikach, w których wcześniej było madzidło i starczają mi one (nowe mazidła, nie pojemniki :P ) przynajmniej na parę myć ; ) To nie jest tak, że na raz nakładam wszystko i włala. Są dawkowane i w momencie, kiedy nakładam 5-10ml szamponu, to po wymieszaniu wychodzi jakieś 2-3 krople olejku ; )

     Tadam! Zobaczymy, ile moje włosy będą lubić tę metodę od pochwały jej tutaj :)
     

Pozdrawiam
Zmora



środa, 9 kwietnia 2014

Astor Fashion Studio - 109 milnight silk

 
     Miałam zamiar rano wstawić te zdjęcia. Tzn. koło 12 w południe :D Jednak zauważyłam, która jest godzina, a ja biedna, bezrobotna osóbka, która ledwo co posiada czas na prywatne przyjemności, pognałam hen ponownie do naszych kochanych polskich urzędów, do pań na stołkach, które w 60% nie miałyby pracy, gdyby nie to, że co pięć minut trzeba do nich biegać z zapytaniem o każdą pierdołę, by samemu się nie udupić w tym dziwnym kraju.
     No cóż. Mani robiony z wieczora. Dzisiaj z rana poprawiony drugą warstwą lakieru i... rób tu zdjęcia, jak aparat mówi Ci nie, a pogoda, że i tak jak zrobisz, to będą ciemne jak klata szatana pod koszulką. No cóż :) W ten sposób chwilę się pobawiłam i rano wykonałam parę ujęć, które stwierdziłam, że można wyciągnąć do ludzi :) Po drodze zorientowałam się, jak bardzo mam ubrudzone lusterko, a te kropki rozmazane, to obiektyw, ale to już się wytnie :)

Obydwa lakiery zakupione w drogerii Natura :)
Astor Fashion Studio Miinight silk (3,99,-) to ten ciemny niebieski bądź granatowy
Essence nail art special effect topper 101 dalmations (7.99,-) to łaciaty na palcu serdecznym :)




Pozdrawiam
Zmora

piątek, 28 marca 2014

Wiosna pełną parą idzie :)

Wiosna pełną parą idzie :)

     Naprawdę, uwielbiam wiosnę. Pączki drzew zaczynają z gałązek się przebijać, nie ma już tej kiedyś biało-buro-szaro-czarnej papki na ziemi, a trele ptaków optymistycznie nastawiają do porannej pobudki. Odnosi się wrażenie, że wszystko woła i namawia, żebyś wylazł wreszcie z tego ciasnego domu, rozprostował stare kości w lesie podczas spaceru z psem i chociaż chwilę - pomiędzy szkolnymi a domowymi obowiązkami - co tej wiosny trzeba zrobić, żeby przygotować się do lata :)
     Już swój plan przygotowawczy powoli zaczynam ogarniać, co chciałabym w tym roku zrobić. Zaczęłam ćwiczyć i ogarnęłam parę filmów, gdzie nie trzeba się tarzać po podłodze by cokolwiek zrobić ze swoim tyłkiem czy brzuchem - bardzo nie lubię zestawów ćwiczeń, które wymagają karimaty i wiecznego w pół leżenia na ziemi. Fakt faktem nie są to jeszcze regularne treningi, jednak na chwilę obecną dążę do tego, żeby rozruszać bez kontuzji swoje stawy i mięśnie, a później dopiero będę dążyła do wzmocnienia ich, a  na samym końcu zacznę właściwą pracę nad zarysem poszczególnych partii mięśni :)

      Jestem również posiadaczką bardzo problematycznych stóp. Jeśli nie poświęcę im chociaż odrobiny uwagi w ciągu tygodnia, potrafią bardzo mocno dać w kość. Na szczęście tylko i wyłącznie estetycznie, jednak już samo ich fochowanie się jest dla mnie dość mocno irytujące.
     Na chwilę obecną urządzam im cotygodniowe kąpiele w ciepłej wodzie z dodatkiem mocznika, olejkiem z goździkowca i innymi małymi dodatkami zależnie od swojego Widzi-Mi-Się. Za każdym razem traktuję je delikatnie pumeksem i powoli stopy zaczynają iść ku dobrej stronie mocy :)

     A jak już zaczęłam dbać o stopy, to głupio by było zapomnieć o dłoniach, prawda? :) 
     I w ten oto sposób, żeby i one miały swoje pięć minut w ciągu dnia, postanowiłam, że zrobię samoróbkę w postaci odżywki olejnej do paznokci oraz... do najzwyklejszego przeźroczystego lakieru dorzucę małą główkę czosnku :)
     Proszę, nie pytajcie się mnie, w jakiej ilości co dałam, bo nie pamiętam. Jedyne, co mogę Wam powiedzieć, to to, że w brązowej buteleczce na pewno znajduje się:
- Olej z jojoba
- Olej z pestek malin
- Olej z avocado
- Witamina A
- Witamina C
- Witamina E
- Olej z goździkowca
- Olej cedrowy (z kory jałowca)
- Aloes 10krotnie zatężony
- D-panthenol
- Kwas hialuronowy 1%
- Mleczko pszczele w glicerynie
- Retinol roślinny
Nie przypominam sobie, żeby było tam coś więcej :)

     Przeglądając Wasze blogi natrafiłam na Uroda i włosy.pl, a dokładniej na ten post, gdzie autorka przedstawiła efekty swojej miesięcznej kuracji olejkiem i powiem, że mnie samą natchnęło na to, żeby zafundować swoim paznokciom trochę luksusu :) Fakt faktem nie narzekam na nie w ogóle, bo rosną naprawdę dobrze, są w miarę twarde, nie rozdwajają się ani nie mają tendencji do łamania. Po prostu chcę zobaczyć, czy z moich szponów daje się wyciągnąć coś więcej :)
     Nie przedłużając posta, przedstawię Wam trzy zdjęcia kontrole, z którymi będę porównywać za miesiąc swoje "nowe" paznokcie :)





     PeeS: Świetny jest ten utwór :) Za każdym razem, gdy go słucham czy jak leci w radiu, to przypomina mi się moja stara praca, gdzie jako kelnerka, latałam w górę i w dół z tacą po dwudziestu siedmiu schodach i w jak świetny sposób wpłynęło to na jędrność mojego tyłka i ud :)
     Miłego słuchania :)


Pozdrawiam
Zmora

środa, 26 marca 2014

Zebra nie będąca zebrą :)

     Przez ostatnich kilka dni, jak kręcę się po Waszych blogach, doszłam do dość mocno frustrującego wniosku.
     Jednak nie o nim chciałam dzisiaj pisać. W sumie w ogóle nie chcę pisać. Po prostu wczoraj nudziło mi się i siedząc przed kompem, zaczęłam się bawić dawno temu zakupionymi lakierami do zdobienia paznokci. I jakoś tak powstała o taka zebra która nie bardzo wygląda jak zebra. Parę zdjęć :)




Właśnie weszło mi na głowę.
Może być.

sobota, 15 marca 2014

Krótkie podsumowanie OO i OMO :)

    Przez styczeń i luty myłam włosy metodą OO. Nie wiem czemu, ale zrezygnowałam, chociaż dawało to dość dobre efekty. Może jest to spowodowane tym, że jednak mam kilka szamponów, które przydało by się zużyć. Ile można je trzymać w pudle? :/ Miejsce wolę zainwestować w odżywki i maski :)
     Idzie mi w miarę dobrze (zużywanie szamponów i pielęgnacja włosów), chociaż przez ostatnie pół marca M jest tylko raz, a nie, jak wcześniej - dwa razy. Okazało się to dla moich włosów dość zbawienne, bowiem okazało się, że dzięki wcześniejszemu szczędzeniu skalpowi SLSów przestał on aż tak mocno produkować łój jak w grudniu i dzięki temu jak mam lenia, to mogę myć włosy raz na trzy-cztery dni, a nie, jak kiedyś - koniecznie co dwa dni :) Jestem bardzo z tego zadowolona - ostatnimi czasy właśnie dążę do tego, aby zmniejszyć ilość myć w tygodniu. 

      Na dzień dzisiejszy używam dokładnie w tej kolejności tych trzech kosmetyków do myjącej pielęgnacji włosów:

     Moczę włosy, po czym na końcówki nanoszę Issanę. Nie czekam, od razu na skalpie rozcieram za pomocą dłoni szampon, lekko go (skalp/szampon) nawilżam i przez 2-3 minuty rozprowadzam pianę po całej głowie (i pochwalę się, bo jak kiedyś za pierwszym razem skalp nigdy mi się nie pienił, to tak teraz nie mam z tym problemu :) ). Spłukuję, przez 1-2 minuty wyciskam rękoma nadmiar wody z włosów, nakładam na nie Garniera aloesowego, po czym "łamię" je od czoła do potylicy, przytrzymuję grubą opaską, nakładam czepek  i owijam głowę w ręcznik. Trzymam w pół mokre włosy 10-30 minut pod czepkiem, po czym spłukuję dokładnie.
     Czyli pielęgnacja w tempie ekspresowym zajmuje mi jakieś 15 minut, najdłużej 35 min. :) Nie jest źle.

     I powiem, że jestem bardzo mocno zaskoczona działaniem Garniera aloesowego. Włosy wreszcie zaczęły się układać tego samego dnia, jak umyję włosy, a nie dopiero na następny dzień :) Chyba przestały się tak puszyć jak kiedyś, ale nie jest pewna, bo dopiero teraz zaczęłam ponownie zwracać na to uwagę.
     Teraz jeszcze go będę musiała przećwiczyć w różnych kombinacjach i coś czuję, że będę z niego bardzo zadowolona :)


I moje Drogie, Kochane Skarby :) W ciągu dalszym w powietrzu wisi pytanie:

Henna, która w trakcie farbowania chemiczną nie wywali mi zielonego koloru albo innego dziwnego koloru na włosach :) 

     Macie doświadczenie z farbowaniem ziołowym? Jak tak, to bardzo Was proszę, żebyście mi napisały, jaką polecacie do użytku na najbliższe cztery miesiące :) Od razu ze swoim sposobem farbowania. Ja osobiście zamierzam pisać się na glutka z siemienia lnianego + henna.


Pozdrawiam
Zmora

Mmmm :)

niedziela, 23 lutego 2014

Aktualizacja włosowa.

    Dzień dobry Skarby Wy moje :) Wiem, systematyczność i życie na tym blogu u mnie leżą po całości i jak narzekałam, że w trakcie pracy nie mam wolnego, to tak na wolnym... w ogóle nie mam wolnego :)

     Jak już wspomniałam dwa posty temu, pomimo, że nie było mnie tu na blogu, to moja mała mania pielęgnacji włosów nie ucierpiała na tym. Niestety, również z wyjazdem do Poznania poczyniłam pewne kroki i... pofarbowałam włosy na rudo.W pewnym sensie podobał mi się ten kolor, jednak częściej po prostu mnie denerwował. Powodowałam dużą sensację na mieście, co chwila ktoś się za mną obracał (zwłaszcza panowie), co powodowało u mnie dość spore uczucie dyskomfortu. 
     Jednak jak to mają do siebie rudości i czerwienie - kolor dość szybko się wypłukiwał, a swój eksces powtórzyłam ponownie, po trzech miesiącach, mieszając farbę rudą z brązową. Efekt, który uzyskałam o wiele bardziej mi się podobał i już ludzie tak za mną się nie oglądali :) Mniej więcej kolor wygląda tak, jak na zdjęciu po prawej.

     Jednak co fajne, wiecznie trwać nie będzie i kolor powoli, powoli się wypłukuje, zostawiając samą brązową rudość, która również mi się podoba. Definitywnie jednak postanowiłam, że zrywam swój romans z farbą i jak tylko będę miała parę groszy więcej - inwestuję w hennę i mam nadzieję, że nie będzie mi ona tak szkodziła, jak chemiczna, dzięki której zostałam zmuszona ściąć przynajmniej 10cm z długości, by pozbyć się popalonych po pierwszym i drugim farbowaniu końcówek. Nie pomogło zabezpieczanie oliwą dla dzieci, nie pomogły późniejsze reanimacje przy pomocy masek nawilżających.
     I na dzień dzisiejszy moje włosy wyglądają tak, jak widać na zdjęciu po lewej. Na długość jeszcze krótsze są niż pięć miesięcy temu, jednak cieszę się, bo widzę, że nie straciłam nic na gęstości, a czasami jak spojrzę, to mam wrażenie, że powoli robią się gęstsze :)
     Tym czasem to tyle, co mam do powiedzenia :)




Pozdrawiam
Zmora

wtorek, 21 stycznia 2014

Libster Blog Award! :)

     Ledwo com (nie) wróciła, a już w komentarzach wyczytałam, że zostałam mianowana do naszej zabawy blogowej Libster Blog Award! przez Księżycową Różę :) Naprawdę, bardzo miła niespodzianka i bardzo podnosząca na duchu. Że o mnie nie zapomniałyście wszystkie, że uważacie, że jednak mój blog jest warty nominacji no i... że czytacie mnie! :D Super :)

Zasady zabawy:
"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za ,,dobrze wykonaną robotę''. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."


Pytania, na które będę odpowiadać:
1. Twój ulubiony film to...
     Niestety, ale we wszelkich pytaniach "Twój ulubiony/na/ne..." nie zdają egzaminu. Nie ograniczam się do jednej pozycji, ponieważ uważam, że wiele filmów, jakie oglądałam, miały swoje mniejsze lub większe przesłanie, nie tylko w całościowej fabule, ale i w wątkach, które zostają poruszane. Jednak jeśli miałabym odpowiadać, który z filmów będzie moim ulubionym, to jest to zapewne "Oskar i pani Róża". Zarówno książka, jak i film zostały stworzone przez tego samego autora i muszę przyznać, że doskonale obydwie rzeczy się dopełniają. W filmie dowiadujemy się, czemu Oskar pisze listy, w książce zaś wiemy, czemu Oskar tak bardzo ceni sobie ciocię Różę oraz czemu nie może znieść swoich rodziców. 

2. Gdybyś miała wyjechać na bezludną wyspę i miała zabrać ze sobą 3 rzeczy co byś wybrała?
     Pierwszą rzeczą byłaby siekiera. Z jej pomocą mogłabym bardzo wiele zrobić - chociażby dach nad głową czy zaczątek łodzi, którą bym pływała :)
     Drugą rzeczą byłoby krzesiwo. Nigdy nie wiadomo, co by się znalazło na wyspie, żeby rozpalić ognisko, a męczenie się z pocieraniem patyka o patyk, by wzniecić ogień... nie próbowałam nigdy, lecz z pewnością spróbuję :)
     Trzecią rzeczą, którą bym wzięła byłby litrowy garnek. Garnek do gotowania zup czy robienia sosów. Wszelkie inne rzeczy, jak smażone mięso, czy jajka sadzone, można zrobić na lekko wydrążonym kamieniu, położonym do ogniska czy na żar. Z zupą byłoby już ciężej :) Łyżkę i sztućce mogłabym spokojnie zrobić przy pomocy siekiery i kamieni.

3.Dlaczego zdecydowałaś się na prowadzenie bloga?
     Huh. Ciężkie pytanie. Odkąd pamiętam, jestem obecna w którejś z blogosfer. Na samym początku to był mylog, dopiero od roku jestem obecna na blogspocie i nie powiem, dobrze mi tu :) 
     Może dlatego zdecydowałam się na prowadzenie bloga, gdyż to jest dobra odskocznia od problemów codziennych. Chwila dla mnie, żeby odpocząć, odsapnąć, wyciszyć się i zwolnić. Jest to również dla mnie bardzo duża przyjemność, dzielić się swoimi pomysłami i myślami z osobami, które chcą w tych wypowiedziach brać udział. Jest to szansa na poznanie nowych osób, niegasnącej chęci zobaczenia w życiu jak najwięcej, nieograniczania swojego życia do miasta w którym się żyje i miejsca, w którym się pracuje.

4.Twoja największa wada to...
    Huh. Mam dużo wad :D Nie twierdzę, że jestem zakompleksioną, młodą kobietą. Po prostu zdaję sobie sprawę, jaka jestem i... moją największą wadą jak dla mnie, jest zbyt mała pewność siebie w podejmowanych działaniach. Podobnie mam z wyrażaniem swojej opinii, gdy wokół mnie znajdują się rozkrzyczane osoby, które nie są w stanie pojąć, że ktoś może mieć zdanie inne od ichniejszego. Odpuszczam wówczas, stwierdzając, że szkoda mi nerwów na kogoś, kto jest ślepo w swojej "racji" uparty. I wówczas często mój autorytet zostaje mocno podkopany, w 99% w przypadku osób, które dopiero mnie poznały bądź znają bardzo krótko.

5.Twój ulubiony kosmetyk to....
    Czarne mydło z oliwek. To jest mój skarb, który do tej pory w ogóle mnie nie zawiódł. Przy odpowiednim używaniu sprawia, że moja cera wygląda bardzo zdrowo, pory się zmniejszają, przebarwienia powoli znikają :) Nie używałam go na włosy, jednak w najbliższym czasie pod tym kątem będę chciała sprawdzić jego działanie :)

6.Co najbardziej irytuje Cię w innych ludziach?
    Ich przekonanie, że "mi się należy". Jednocześnie te osoby są rozkrzyczane, jak wyżej napisałam zapatrzone w swoje "racje" i "nie racje". Osoby, które prezentują sobą jedno wielkie totalne zero, a myślą, że ją nie wiadomo kim, bo otaczają się wiankiem osób, które je chełpią, bo są kolejnymi zerami. Osoby, które jak coś nie idzie po ich myśli, potrafią się wycofać w najmniej odpowiednim momencie, zrzucając całą winę na niepowodzenie na wszystkich wokół, prócz siebie. "No bo ja nie brałem w tym udziału!". :/

7.Kawa czy herbata?
    Jestem dość wybredna. Lubię zarówno kawę i herbatę. Jednak jedno i drugie musi być DOBRE. Nie byle co, kupione na bazarku na rynku głównym.

8.Ulubiona potrawa to...
     Duszone fenkuły z pomidorami i cebulką :) Nawet makaron mi tutaj nie jest potrzebny, by zajadać się tak, by mi uszy się trzęsły :)

9.Twoim największym marzeniem jest...
     Nie mam marzeń. Pragnę. Pragnę posiadać kiedyś dom ze swoim Panem Drewnianym, pragnę posiadać kiedyś piękny padok dla swojego konia rasy Shire, pragnę kiedyś pojechać w wyprawę samochodem po Polsce, zwiedzać stare zamki, warownie, grody. Połazić po lasach, zobaczyć poniemieckie czy porosyjskie budynki i bunkry. Dużo mam pragnień. Jednak marzeń nie posiadam. Marzenia dla mnie są strefą eteryczną, niemożliwą do zrealizowania. Pragnienia są na sięgnięcie ręki.

10. Twój znak zodiaku to...
     Według standardowego jest to strzelec i nie powiem, jestem z tego znaku dumna, bardzo :) Jednak swojego czasu była burzliwa dyskusja na temat trzynastego znaku zodiaku. I w momencie przyjęcia nowego modelu zodiakalnego, mój strzelec zmieniłby się na wężownika :)

11. Gdybyś wygrała milion przeznaczyłabyś go na...?
     Milion złotych... Jednak 10% idzie w diabli do skarbu państwa za to, że wydałam swoje prywatne pieniądze na swoją prywatną przyjemność ;] Czyli zostaje mi 900tys.
    Z pewnością zakupiłabym sobie dom i go urządziła. Część pieniędzy bym przeznaczyła na Landka (jakoś ze wsi trzeba się poruszać do pracy). Część pieniędzy poszłaby na zrobienie w domu pomieszczenia, które miałoby funkcję bibliotekarską. Resztę wrzuciłabym na konto albo do skarpety, żeby leżało sobie i powoli szło na życie ( ;


Moje pytania:
1. Jakie miejsce w Polsce chciałabyś zwiedzić?
2. Jakie miejsce na świecie chciałabyś zwiedzić?
3. Gdzie stoi Twój upragniony dom i jak on wygląda?
4. Jakie jest Twoje ulubione drzewo?
5. Jakie zwierzę gości w Twoim domu?
6. Gdyby dano Ci propozycję doszlifowania swojej umiejętności czy zalety, jaka by to była?
7. Na jakim instrumencie chciałbyś nauczyć się grać bądź umiesz już grać?
8. Twoja dewiza życiowa?
9. Bez czego nie mogłabyś się obejść w swoim życiu?
10. W jaki sposób siebie spostrzegasz i czy jest to zgodne z Twoim zodiakalnym opisem?
11. Znienawidzony typ osobowości, którego unikasz?


Nominuję:

 Miłej zabawy :)

Pozdrawiam
Zmora

Powrót córki marnotrawnej.

    Dzień dobry Skarby Wy moje :* Lincz mi się należy wraz z kąpielom w smole i obtaczaniu w pierzu kaczym. Za nieobecność na blogu. Jednak na swoje usprawiedliwienie napiszę tylko, że moja nieobecność w żaden sposób nie wpłynęła na pielęgnację włosów! Co to, to nie : )
    Do samej pielęgnacji włosowej w równie niemal maniakalny sposób zaczęłam dbać o cerę. I jak z włosami do tej pory nie jestem w stanie sobie poradzić, tak z cerą radzę sobie całkiem nieźle :)

     Włosy pofarbowałam na rudo (jak wróci aparat, to i zdjęcia będą), jednak zastanawiam się nad powrotem do swojego naturalnego koloru. Tylko dopiero to będzie w maju (zainwestuję w zaufaną fryzjerkę :) nie domowe rączki Zmory... ), jeśli rzeczywiście będę chciała wrócić.
    I tutaj następuje do Was wielka prośba, Skarby Wy moje.

Henna. 
Henna, która w trakcie farbowania chemiczną nie wywali mi zielonego koloru albo innego dziwnego koloru na włosach :) 

     Macie doświadczenie z farbowaniem ziołowym? Jak tak, to bardzo Was proszę, żebyście mi napisały, jaką polecacie do użytku na najbliższe cztery miesiące :) Od razu ze swoim sposobem farbowania. Ja osobiście zamierzam pisać się na glutka z siemienia lnianego + henna.
    Pomóżcie córce marnotrawnej :)


Ostatnio na co mocno choruję :)
Traffic - Dear mr. Fantasy


Pozdrawiam
Zmora

Polub mnie :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...