Wczoraj znów nadziałam się na
TAG: Bez czego nie wychodzisz z domu? tym razem u
Bijum :) Dziewczyna bardzo sympatyczna i dzięki jej tagowi, a właściwie dzięki (cytuję) wyznaniu odnośnie torebki "
Jej otchłań czasem mnie przerasta i tak całkiem niedawno zgubiłam w niej parasol. Dosłownie!" nabrałam momentalnie dobrego humoru i postanowiłam, że i ja ujawnię, co nosiłam w swojej torebce, a teraz plecaku :)
O swoim rozpoczęciu dnia nie będę dużo pisać. Wiadomo, że człowiek jak wstanie, to musi pójść do łazienki, ulżyć pęcherzowi po całej nocy trzymania, odświeżyć się po tarzaniu się w pościeli.
Obowiązkowo mycie pach, zębów, twarzy, raz na dwa-trzy dni mycie włosów.
Dzięki glince moja twarz rano wreszcie nie wygląda tragicznie i nie jestem zmuszona kombinować, co by zrobić, żeby cera się nie błyszczała i w jakiś sposób opanować stany zapalne i swoje wielkie pory na policzkach przy nosie :)
Po ogarnięciu swojego grzesznego cielska człowiek przymierza się do uatrakcyjnienia go. U mnie na szczęście jest to tylko podmalowanie brwi i rzęs, więc nie zajmuje mi to dużo czasu :) Jeszcze uczesać włosy i jestem gotowa. Żadne pudry, podkłady, szminki, błyszczyki. A pfe a pfe :P Kremy ostatnimi czasy w ogóle nie mają udziału w porannej toalecie dzięki cieniutkiej i zmytej mydłem warstwie oleju na noc. To daje mi dostateczną ochronę skóry na następne dni :)
W dzień bez mycia włosów toaletę poranną przy szybkich obrotach jestem w stanie załatwić w przeciągu 10 minut. Z myciem włosów do 50min. :)

Gdy już siebie z rańca ogarnę od stóp do głów i nie mam nic więcej z sobą do zrobienia, wszystko idzie z górki. W zależności od tego, ile mam czasu, to pozwalam sobie na szybkie wypicie kawy, herbaty, a w przypadkach, gdzie czasu mam bardzo za dużo - nawet zjadam śniadanie, co jest u mnie rzadkością.
Tak, wiem, niezdrowe, niedobre i w ogóle be, podobnie jak pośniadaniowy całodzienny ból brzucha, zły humor i w najgorszych przypadkach lądowanie nad tronem na kolankach.
W momencie wychodzenia z domu wszystko znajduje się u mnie w plecaku poza kluczami i komórkami, które mam w kieszeniach okrycia wierzchniego :) Oczywiście w tym momencie nie może zabraknąć słuchawek do któregoś z moich złomów - bez muzyki gorzej jak bez ręki ; )
Nie żebym mogła się pochwalić hakiem, którego by mi pozazdrościł sam Kapitain Hak ; )
W mojej torebce bądź plecaku na 95% znajdziemy:
Portfel
No bez niego to ja z domu się nie ruszę. W nim trzymam wszystkie swoje dokumenty i uprawnienia państwowe i na dobrą sprawę nigdy nie wiem, gdzie się wpakuję i kiedy będą mi potrzebne te plastiki ; )
No i wiadomo, gdzieś pieniądze trzeba trzymać, a po kieszeniach to ja miejsca nie mam :P
Pilniki do paznokci
Nigdy nie wiadomo, kiedy ten wstrętny przedbrzydły paznokieć się połamie czy kiedy trzeba będzie go skrócić. Zawsze noszę z sobą pilniki i nie ma siły, która by mnie przekonała, żeby zostawić je w domu.
Książka o pracowni fotograficznej
, czyli tradycyjna fotografia analogowa, którą się interesuję od dłuższego czasu, jednak chemicznie jestem tak do tyłu, że bardzo mocno kuleję nad całkowitym zrozumieniem w jaki sposób łączą się z sobą składniki w wywoływaczach czy odbielaczach. Jednak mój Drewniak jest nie na darmo nazywany Chemik i wiele on mi tłumaczy, dzięki czemu mogę sama na spokojnie czytać o czysto technicznych sprawach działania chemii w ciemni czy procesy tworzenia negatywu na błonie.
Najczęściej siadam sobie do niej wieczorami, jak już grzecznie leżę w łóżku, jednak nie raz nie dwa uratowała mnie ta książka do nudy kompletnej, gdy czekałam w urzędach w kolejkach.
Ładowarki do telefonów
Jestem bezwstydnicą i nietaktowną istotą w większości przypadków i potrafię najzwyczajniej w świecie powiedzieć komuś "będę kradła prąd Ci, nie masz nic przeciwko?". Gdy osobnik mi przytaknie - a pytam się jedynie osób, u których jestem pierwszy raz, później już tylko oznajmiam -, że mogę, to i moje komórki mają pełne brzuszki i nie strzelają przedziwnych fochów w postaci a robimy Ci na złość i obydwoje padniemy w tym samym momencie, byś nie mogła słuchać muzyki, hahaha! >.<''
Poza tym moi znajomi dobrze wiedzą, że zawsze mam z sobą ładowarki i równie bezwstydnie je wykorzystują, gdy ich komórki wołają jeść :)
Powerbank
Niestety na mieście przy latarniach nie ma kontaktów (w sumie... dziwnie by było mi stać pod latarnią :D ), a siedzenie w kiblach w centrach handlowych i wiszenie na kablu w ogóle mnie nie kręci, to musiałam znaleźć jakieś wyjście awaryjne. I powiem Wam, że owe małe urządzonko zwane Powerbankiem bardzo dobrze się sprawdza. Jest to bateria zewnętrza, którą ładuje się po podłączeniu do jakiegokolwiek urządzenia, które posiada wejście USB. I wiadomo - później podłącza się pod komórkę czy inne urządzenie i ładuje ; )
Szczotka do włosów
Swojego czasu nosiłam z sobą szczotkę podobno z włosia dzika, jednak nie podpasowała mi ona - za bardzo puszyła mi włosy. Jestem zadowolona ze swojego plastika i nie rozstaję się z nim, bo nigdy nie wiadomo, kiedy będę musiała wyglądać jak cywilizowany człowiek, a nie potargany dzikus ; )
Serducha
o których napiszę później :)
EVELINE korektor do brwi brązowy
To jest jeden z nielicznych kosmetyków, które obowiązkowo mam zawsze z sobą. Zza dnia lekko maluję swoje brwi, jednak często gęsto jak wyjdę z domu o tej 11-13 popołudniu, to do domu wracam koło północy, częściej się zdarza, że po niż przed ; ) Dlatego wieczorem zawsze znajdę chwilę, by jak już się ściemnia, dokorektorować swoje brwi, żeby po ciemku nie wyglądać tak, jakbym ich nie miała.
Tusze do rzęs Yves Rocher Sexy Pulp i Maybelline Volum Express obydwa czarne
Jak korektor do brwi jest moją obowiązkową pozycją w torebce/plecaku, tak tusze niekoniecznie muszą być. Te dwa noszę z sobą z przyzwyczajenia, chociaż nie zaprzeczam, że w miarę często ich używam będąc poza domem :)
Lovely odżywka do paznokci
W sumie sama nie bardzo wiem, po co ją noszę przy sobie, jednak w domu dzięki temu zawsze wiem, gdzie ona jest i nie muszę szperać po swoich szufladach w dzikich poszukiwaniach za nią :)
Carmex mint
Ten błyszczyk również nie wiem, po co go z sobą noszę. Prawie nigdy go nie używam, dopiero, jak sobie o nim przypomnę. Ma strasznie chemiczny posmak, zapach i konsystencję i
jedyne, co go ratuje, to to, że rzeczywiście ratuje usta i moje włosy jedynie do niego podczas wietrznych dni nie kleją się jak szalone.
L'orient Beurre de karite
czyli 100% naturalne masło karite zakupione w Mydlarni Franciszka. Równie mało skuteczne dla moich ust. W momencie, kiedy aplikuję na nie masło są fajne, lecz gdy usta je wchłoną, stają się... nieprzyjemne. noszę je bo w końcu trzeba je zużyć, a jest bardzo za bardzo wydajne.
Dziwna mieszanka olei i innych półproduktów z ZSK
Jeśli ktoś się interesuje, to w tym poście może się doczytać, co w nim dokładnie jest. Jest to odżywka do paznokci mojej roboty. I co jak co, ale na nią w ogóle nie mam prawa narzekać. Widać, że paznokcie się wzmocniły, skórki o wiele znośniej wyglądają jak kiedyś.
Pierre René kredka pod paznokcie
Większość z Was nie ma tego problemu, bo ma cały czas pomalowane paznokcie i nie widzi, jak brudne potrafią być one od spodu. Ja często na paznokciach mam jedynie bezbarwny lakier i wówczas jedynie ta kredka ratuje mnie od chęci niepokazywania światu swoich dłoni :)
Czarny długopis.
Czasami się przydaje, ostatnio znajomi bawią się w geocaching i raz już pożyczałam długopis i sama nawet się wpisałam na papierek :)
Płaskie serducho
mieści w sobie tysiąc pięćset sto dziewięćset pierdół, które albo trzymam z przyzwyczajenia albo z praktycznego względu. Kiedyś swoje brwi podkreślałam kredką, od kiedy mam korektor, poszła w odstawkę i jest bo jest. Rozpruwaczka bardzo często mi się przydaje do wszelkich prac poza domem. Miarkę noszę z przyzwyczajenia po pierwszych maniakalnych miesiącach mierzenia włosów :) Pęseta zawsze jest w serduchu, bo jest ona najlepsza w domu, a dla mnie jest niehigieniczne, gdy z jednej pęsety dłubie sobie parę osób wokół oczu :/ Temperówka jest do kredki zarówno pod paznokcie jak i tej na zdjęciu. Spinki są do kosmyków, które mi przeszkadzają podczas pracy gdy mam związane włosy, a obok nich zawsze są zapasowe gumki z pończochy, bo mam talent do gubienia ich.
Reszta rzeczy jest kwestią sentymentu bądź przyzwyczajenia.
Większe serducho
W nim znajduje się tylko biżuteria. Po co biżuteria kobiecie nie trzeba chyba tłumaczyć, prawda? ; )
Zastanawiam się w jaki sposób przerobić ten anyż i utrwalić go, żeby zrobić z niego wisiorek. Jakieś pomysły? :)
Wbrew pozorom nazbierało się tego trochę i jednak nie jest tak bezużyteczne i zalegające miejsce, jak myśli większość moich znajomych :)
A Wy bez czego nie wyjdziecie z domu? :)
Pozdrawiam
Zmora