sobota, 15 marca 2014

Krótkie podsumowanie OO i OMO :)

    Przez styczeń i luty myłam włosy metodą OO. Nie wiem czemu, ale zrezygnowałam, chociaż dawało to dość dobre efekty. Może jest to spowodowane tym, że jednak mam kilka szamponów, które przydało by się zużyć. Ile można je trzymać w pudle? :/ Miejsce wolę zainwestować w odżywki i maski :)
     Idzie mi w miarę dobrze (zużywanie szamponów i pielęgnacja włosów), chociaż przez ostatnie pół marca M jest tylko raz, a nie, jak wcześniej - dwa razy. Okazało się to dla moich włosów dość zbawienne, bowiem okazało się, że dzięki wcześniejszemu szczędzeniu skalpowi SLSów przestał on aż tak mocno produkować łój jak w grudniu i dzięki temu jak mam lenia, to mogę myć włosy raz na trzy-cztery dni, a nie, jak kiedyś - koniecznie co dwa dni :) Jestem bardzo z tego zadowolona - ostatnimi czasy właśnie dążę do tego, aby zmniejszyć ilość myć w tygodniu. 

      Na dzień dzisiejszy używam dokładnie w tej kolejności tych trzech kosmetyków do myjącej pielęgnacji włosów:

     Moczę włosy, po czym na końcówki nanoszę Issanę. Nie czekam, od razu na skalpie rozcieram za pomocą dłoni szampon, lekko go (skalp/szampon) nawilżam i przez 2-3 minuty rozprowadzam pianę po całej głowie (i pochwalę się, bo jak kiedyś za pierwszym razem skalp nigdy mi się nie pienił, to tak teraz nie mam z tym problemu :) ). Spłukuję, przez 1-2 minuty wyciskam rękoma nadmiar wody z włosów, nakładam na nie Garniera aloesowego, po czym "łamię" je od czoła do potylicy, przytrzymuję grubą opaską, nakładam czepek  i owijam głowę w ręcznik. Trzymam w pół mokre włosy 10-30 minut pod czepkiem, po czym spłukuję dokładnie.
     Czyli pielęgnacja w tempie ekspresowym zajmuje mi jakieś 15 minut, najdłużej 35 min. :) Nie jest źle.

     I powiem, że jestem bardzo mocno zaskoczona działaniem Garniera aloesowego. Włosy wreszcie zaczęły się układać tego samego dnia, jak umyję włosy, a nie dopiero na następny dzień :) Chyba przestały się tak puszyć jak kiedyś, ale nie jest pewna, bo dopiero teraz zaczęłam ponownie zwracać na to uwagę.
     Teraz jeszcze go będę musiała przećwiczyć w różnych kombinacjach i coś czuję, że będę z niego bardzo zadowolona :)


I moje Drogie, Kochane Skarby :) W ciągu dalszym w powietrzu wisi pytanie:

Henna, która w trakcie farbowania chemiczną nie wywali mi zielonego koloru albo innego dziwnego koloru na włosach :) 

     Macie doświadczenie z farbowaniem ziołowym? Jak tak, to bardzo Was proszę, żebyście mi napisały, jaką polecacie do użytku na najbliższe cztery miesiące :) Od razu ze swoim sposobem farbowania. Ja osobiście zamierzam pisać się na glutka z siemienia lnianego + henna.


Pozdrawiam
Zmora

Mmmm :)

4 komentarze:

  1. Farbowałam włosy bezbarwną henną khadi cassia i robiłam wszystko tak, jak było w instrukcji. Jestem z niej zadowolona, ociepliła mój kolor włosów i na razie nie zauważam odrostów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm. To może na razie do niej się uśmiechnę, a później coś innego pokombinuję :)

      Usuń
  2. Ja też farbowałam bezbarwną henną. Pisałam o tym tu http://haircarebyaska.blogspot.com/2014/02/moje-pierwsze-starcie-z-bezbarwna-henna.html Włosy cudownie się błyszczały. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Farbuję włosy henną Khadi już dwa lata. Po licznych eksperymentach, włącznie z glutkiem lnianym i dojrzewaniem henny przez noc, wróciłam do punktu wyjścia, czyli przygotowuję hennę dokładnie zgodnie z przepisem ze strony Khadi. Tak osiągam najładniejszy i najtrwalszy kolor.
    Malwa

    OdpowiedzUsuń

Polub mnie :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...