wtorek, 15 kwietnia 2014

TAG: Bez czego nie wychodzę z domu?




     Wczoraj znów nadziałam się na TAG: Bez czego nie wychodzisz z domu? tym razem u Bijum :) Dziewczyna bardzo sympatyczna i dzięki jej tagowi, a właściwie dzięki (cytuję) wyznaniu odnośnie torebki "Jej otchłań czasem mnie przerasta i tak całkiem niedawno zgubiłam w niej parasol. Dosłownie!" nabrałam momentalnie dobrego humoru i postanowiłam, że i ja ujawnię, co nosiłam w swojej torebce, a teraz plecaku :)

      O swoim rozpoczęciu dnia nie będę dużo pisać. Wiadomo, że człowiek jak wstanie, to musi pójść do łazienki, ulżyć pęcherzowi po całej nocy trzymania, odświeżyć się po tarzaniu się w pościeli. Obowiązkowo mycie pach, zębów, twarzy, raz na dwa-trzy dni mycie włosów. Dzięki glince moja twarz rano wreszcie nie wygląda tragicznie i nie jestem zmuszona kombinować, co by zrobić, żeby cera się nie błyszczała i w jakiś sposób opanować stany zapalne i swoje wielkie pory na policzkach przy nosie :)
     Po ogarnięciu swojego grzesznego cielska człowiek przymierza się do uatrakcyjnienia go. U mnie na szczęście jest to tylko podmalowanie brwi i rzęs, więc nie zajmuje mi to dużo czasu :) Jeszcze uczesać włosy i jestem gotowa. Żadne pudry, podkłady, szminki, błyszczyki. A pfe a pfe :P Kremy ostatnimi czasy w ogóle nie mają udziału w porannej toalecie dzięki cieniutkiej i zmytej mydłem warstwie oleju na noc. To daje mi dostateczną ochronę skóry na następne dni :)
     W dzień bez mycia włosów toaletę poranną przy szybkich obrotach jestem w stanie załatwić w przeciągu 10 minut. Z myciem włosów do 50min. :)

     Gdy już siebie z rańca ogarnę od stóp do głów i nie mam nic więcej z sobą do zrobienia, wszystko idzie z górki. W zależności od tego, ile mam czasu, to pozwalam sobie na szybkie wypicie kawy, herbaty, a w przypadkach, gdzie czasu mam bardzo za dużo - nawet zjadam śniadanie, co jest u mnie rzadkością. Tak, wiem, niezdrowe, niedobre i w ogóle be, podobnie jak pośniadaniowy całodzienny ból brzucha, zły humor i w najgorszych przypadkach lądowanie nad tronem na kolankach.

     W momencie wychodzenia z domu wszystko znajduje się u mnie w plecaku poza kluczami i komórkami, które mam w kieszeniach okrycia wierzchniego :) Oczywiście w tym momencie nie może zabraknąć słuchawek do któregoś z moich złomów - bez muzyki gorzej jak bez ręki ; )
     Nie żebym mogła się pochwalić hakiem, którego by mi pozazdrościł sam Kapitain Hak ; )


     W mojej torebce bądź plecaku na 95% znajdziemy:

Portfel
     No bez niego to ja z domu się nie ruszę. W nim trzymam wszystkie swoje dokumenty i uprawnienia państwowe i na dobrą sprawę nigdy nie wiem, gdzie się wpakuję i kiedy będą mi potrzebne te plastiki ; )
     No i wiadomo, gdzieś pieniądze trzeba trzymać, a po kieszeniach to ja miejsca nie mam :P

Pilniki do paznokci
     Nigdy nie wiadomo, kiedy ten wstrętny przedbrzydły paznokieć się połamie czy kiedy trzeba będzie go skrócić. Zawsze noszę z sobą pilniki i nie ma siły, która by mnie przekonała, żeby zostawić je w domu.

Książka o pracowni fotograficznej
     , czyli tradycyjna fotografia analogowa, którą się interesuję od dłuższego czasu, jednak chemicznie jestem tak do tyłu, że bardzo mocno kuleję nad całkowitym zrozumieniem w jaki sposób łączą się z sobą składniki w wywoływaczach czy odbielaczach. Jednak mój Drewniak jest nie na darmo nazywany Chemik i wiele on mi tłumaczy, dzięki czemu mogę sama na spokojnie czytać o czysto technicznych sprawach działania chemii w ciemni czy procesy tworzenia negatywu na błonie.
     Najczęściej siadam sobie do niej wieczorami, jak już grzecznie leżę w łóżku, jednak nie raz nie dwa uratowała mnie ta książka do nudy kompletnej, gdy czekałam w urzędach w kolejkach.
 

Ładowarki do telefonów
     Jestem bezwstydnicą i nietaktowną istotą w większości przypadków i potrafię najzwyczajniej w świecie powiedzieć komuś "będę kradła prąd Ci, nie masz nic przeciwko?". Gdy osobnik mi przytaknie - a pytam się jedynie osób, u których jestem pierwszy raz, później już tylko oznajmiam -, że mogę, to i moje komórki mają pełne brzuszki i nie strzelają przedziwnych fochów w postaci a robimy Ci na złość i obydwoje padniemy w tym samym momencie, byś nie mogła słuchać muzyki, hahaha! >.<''
     Poza tym moi znajomi dobrze wiedzą, że zawsze mam z sobą ładowarki i równie bezwstydnie je wykorzystują, gdy ich komórki wołają jeść :)


Powerbank
     Niestety na mieście przy latarniach nie ma kontaktów (w sumie... dziwnie by było mi stać pod latarnią :D ), a siedzenie w kiblach w centrach handlowych i wiszenie na kablu w ogóle mnie nie kręci, to musiałam znaleźć jakieś wyjście awaryjne. I powiem Wam, że owe małe urządzonko zwane Powerbankiem bardzo dobrze się sprawdza. Jest to bateria zewnętrza, którą ładuje się po podłączeniu do jakiegokolwiek urządzenia, które posiada wejście USB. I wiadomo - później podłącza się pod komórkę czy inne urządzenie i ładuje ; )

Szczotka do włosów
     Swojego czasu nosiłam z sobą szczotkę podobno z włosia dzika, jednak nie podpasowała mi ona - za bardzo puszyła mi włosy. Jestem zadowolona ze swojego plastika i nie rozstaję się z nim, bo nigdy nie wiadomo, kiedy będę musiała wyglądać jak cywilizowany człowiek, a nie potargany dzikus ; )

Serducha
     o których napiszę później :)

EVELINE korektor do brwi brązowy
     To jest jeden z nielicznych kosmetyków, które obowiązkowo mam zawsze z sobą. Zza dnia lekko maluję swoje brwi, jednak często gęsto jak wyjdę z domu o tej 11-13 popołudniu, to do domu wracam koło północy, częściej się zdarza, że po niż przed ; ) Dlatego wieczorem zawsze znajdę chwilę, by jak już się ściemnia, dokorektorować swoje brwi, żeby po ciemku nie wyglądać tak, jakbym ich nie miała.


Tusze do rzęs Yves Rocher Sexy Pulp i Maybelline Volum Express obydwa czarne
     Jak korektor do brwi jest moją obowiązkową pozycją w torebce/plecaku, tak tusze niekoniecznie muszą być. Te dwa noszę z sobą z przyzwyczajenia, chociaż nie zaprzeczam, że w miarę często ich używam będąc poza domem :)

Lovely odżywka do paznokci
     W sumie sama nie bardzo wiem, po co ją noszę przy sobie, jednak w domu dzięki temu zawsze wiem, gdzie ona jest i nie muszę szperać po swoich szufladach w dzikich poszukiwaniach za nią :)

Carmex mint
     Ten błyszczyk również nie wiem, po co go z sobą noszę. Prawie nigdy go nie używam, dopiero, jak sobie o nim przypomnę. Ma strasznie chemiczny posmak, zapach i konsystencję i jedyne, co go ratuje, to to, że rzeczywiście ratuje usta i moje włosy jedynie do niego podczas wietrznych dni nie kleją się jak szalone.

L'orient Beurre de karite
     czyli 100% naturalne masło karite zakupione w Mydlarni Franciszka. Równie mało skuteczne dla moich ust. W momencie, kiedy aplikuję na nie masło są fajne, lecz gdy usta je wchłoną, stają się... nieprzyjemne. noszę je bo w końcu trzeba je zużyć, a jest bardzo za bardzo wydajne.

Dziwna mieszanka olei i innych półproduktów z ZSK
     Jeśli ktoś się interesuje, to w tym poście może się doczytać, co w nim dokładnie jest. Jest to odżywka do paznokci mojej roboty. I co jak co, ale na nią w ogóle nie mam prawa narzekać. Widać, że paznokcie się wzmocniły, skórki o wiele znośniej wyglądają jak kiedyś.

Pierre René kredka pod paznokcie
     Większość z Was nie ma tego problemu, bo ma cały czas pomalowane paznokcie i nie widzi, jak brudne potrafią być one od spodu. Ja często na paznokciach mam jedynie bezbarwny lakier i wówczas jedynie ta kredka ratuje mnie od chęci niepokazywania światu swoich dłoni :)

Czarny długopis. 
     Czasami się przydaje, ostatnio znajomi bawią się w geocaching i raz już pożyczałam długopis i sama nawet się wpisałam na papierek :)


Płaskie serducho
     mieści w sobie tysiąc pięćset sto dziewięćset pierdół, które albo trzymam z przyzwyczajenia albo z praktycznego względu. Kiedyś swoje brwi podkreślałam kredką, od kiedy mam korektor, poszła w odstawkę i jest bo jest. Rozpruwaczka bardzo często mi się przydaje do wszelkich prac poza domem. Miarkę noszę z przyzwyczajenia po pierwszych maniakalnych miesiącach mierzenia włosów :) Pęseta zawsze jest w serduchu, bo jest ona najlepsza w domu, a dla mnie jest niehigieniczne, gdy z jednej pęsety dłubie sobie parę osób wokół oczu :/ Temperówka jest do kredki zarówno pod paznokcie jak i tej na zdjęciu. Spinki są do kosmyków, które mi przeszkadzają podczas pracy gdy mam związane włosy, a obok nich zawsze są zapasowe gumki z pończochy, bo mam talent do gubienia ich.
    Reszta rzeczy jest kwestią sentymentu bądź przyzwyczajenia.

Większe serducho
     W nim znajduje się tylko biżuteria. Po co biżuteria kobiecie nie trzeba chyba tłumaczyć, prawda? ; )
     Zastanawiam się w jaki sposób przerobić ten anyż i utrwalić go, żeby zrobić z niego wisiorek. Jakieś pomysły? :)


     Wbrew pozorom nazbierało się tego trochę i jednak nie jest tak bezużyteczne i zalegające miejsce, jak myśli większość moich znajomych :)


 A Wy bez czego nie wyjdziecie z domu? :) 


Pozdrawiam
Zmora

8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Rzeczy wcale tak dużo nie jest, to opis się ciągnie jak guma od gaci :)

      Usuń
  2. Jej, strasznie się cieszę, że mogłam Ci wczoraj poprawić humor :D Teraz to mi się automatycznie poprawił czytając Twojego posta :>

    no powiem Ci, że z Ciebie też niezły dromader :D widać kobieta to takie już przekorne stworzenie, że musi sobie życie utrudniać i tachać ze sobą mnóstwo rzeczy. Oczywiście nie zaprzeczam, że wszystkie są niezbędne i niepodważalnie potrzebne, a funkcjonowanie bez nich graniczy z cudem - znam to aż za dobrze ^^ Zazdroszczę tego sprytnego urządzonka do karmienia telefonu! moje stare jabko by się ucieszyło (Iphone 3, antyk). Zepsuł mi się przycisk do włączania telefonu, jak mi się rozładuje, to już na amen :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah :D Będziemy teraz sobie nawzajem poprawiać humor :D I już micha mi się cieszy na samą myśl i szczerzę się jak głupia do monitora xD

      No kurdę ;d Nigdy nie wiadomo, co i kiedy się przyda :) A że lepiej mieć niż niemieć... to i noszę z sobą :)
      No, powerbank jest dla mnie bardzo udanym zakupem :) Szkoda tylko, że jego oryginalny kabel rozwalił się tak szybko przy wtyczkach :/ Ale na szczęście działa z jednym z moich kabli i jest git majonez :)

      Usuń
  3. Też noszę z sobą książki, ale do autobusów i poczekalni borę zwykle "coś do czytania, czyli klasyczne wciągające książki (ostatnio kolejne Agathy Christie ;-))
    Choć też lubię fotografować i swego czasu robiłam zdjęcia wieloma "analogami"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja w robieniu zdjęć się strasznie zapuściłam :( I jakoś kiedyś to nadrobię, jeszcze nie mam pomysłu, nad tematyką... jakieś pomysły? :) Wszystko poza robieniem zdjęć ludziom, bo to mi wybitnie nie wychodzi :(

      Hah :) Ach te nasze kochane, ratujące w opałach książki :)

      Usuń
  4. A ja nie wychodzę z domu bez śniadania. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja niestety parę razy próbowałam jeść śniadanie, ale w większości przypadków mój żołądek bardzo stanowcze nie mówi :(

      Usuń

Polub mnie :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...