piątek, 29 marca 2013

Picie ziół, a nerwy Zmory


    Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, jak ważne jest dla mojego organizmu picie ziół. Nie odbywało się to jak rytuał, jednak tym się stało i teraz, jak od prawie miesiąca nie piję ale pokrzywy, ani siemienia lnianego, mój organizm gwałtownie zaczyna dopominać się o codzienną dawkę naparu, do którego zdążył się przyzwyczaić. 
    Ja - nietypowy reumatyk, mający specyficzne stawy, jednocześnie będąc dość wrażliwą jednostką na zmiany ciśnienia - nie doceniałam tego, co mi daje picie ziół. 
    I od dzisiaj z podkulonym ogonem wracam do nich.

    Jednak... W jaki sposób ja zauważyłam, że właśnie o to chodzi?
    To może trochę z życia Zmory...

    Przed zaczęciem kuracji picia ziół byłam piekielnie nerwowa. Nerwus przy mnie, to mało powiedziane. Ba. Choleryk to bezkształtna masa przy mnie. Bardzo niewielu moich znajomych doświadczyło rzeczywistej złości, a Ci, którzy ją ujrzeli - bo nigdy nie pozwoliłam sobie wyżyć się na kimś -, nie chcą widzieć jej więcej. Jedna osoba zobaczyła furię. Boi się, jak zaczynam się denerwować.
    Jednak z dnia na dzień stawałam się coraz spokojniejsza. Śmiałam się z moim TŻtem, że "osiągamy zen". Myślałam, że ja, jako osoba dość empatyczna względem osób mi bliskich, swój stan zawdzięczam dzięki stanowi Pana Drewnianego. Jednak pewnego dnia, humor z dnia na dzień coraz bardziej  kulał - podobnie jak u niego -, schodząc niżej i niżej. Aż w końcu zaczęłam drażnić się sama sobą i zamknęło się błędne koło. Próbowałam zwalić wszystko na przedłużającą się zimę, na wilgoć w powietrzu, która powoduje boleści stawowe, jednak ja nie jestem z tych osób, aby winowajcy szukać z zewnątrz. 
    I zaczęłam szukać wewnątrz. I po dłuższym czasie zaczęło wszystko układać mi się w logiczną całość - odkąd zaniechałam picia ziółek (by sprawdzić, jak Radical sam w sobie będzie działał) tak od tamtej pory staję się z dnia na dzień coraz bardziej nerwowa.
     A ziółka naprawdę śmieszne piłam: pokrzywa z siemieniem, lipa z siemieniem bądź sam rumianek z lukrecją. Czyli tak naprawdę nic, co mogłoby działać antystresowo. Jeszcze teraz się dziwię, jaki wpływ pokazały rośliny na mój organizm.

    I teraz pojawia się pytanie - w jakich ilościach piłam zioła?
    Jak na mój organizm - w bardzo niewielkich. Sporadycznie zdarzało się, że wypijałam półtora litra, najczęściej był to litr, trochę częściej pół litra. Najczęściej była to pokrzywa z siemieniem, czasami piłam różnorodnie - wpierw pokrzywę, później lipę, a na końcu rumianek.
    Widać i taka ilość może uzależnić i nieświadomie wpłynąć na nasze samopoczucie.

Zatem doceniajmy ziółka, jakie pijemy, bo może się okazać, że one działają czasami w taki sposób, że bez odstawienia nie wpadlibyśmy na taką możliwość. 


I mnie męczy. Będę śpiewać. Dłuuuugo minie, nim będę to śpiewać. Ale będę!


Pozdrawiam
Zmora

3 komentarze:

  1. Będę musiała spróbować :D Póki co sporadycznie popijam rumianek :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie pijam ziółek, po prostu nie lubię, a z rumiankiem mam złe wspomnienia :) Za to uwielbiam herbaty: zieloną, białą. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A na mnie źle wpływa większość ziół. I o ile do smaku mogę się przyzwyczaić, tak czasem ich działanie jest odpychające. Jedynie miętę uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń

Polub mnie :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...